Żydowska ludność cywilna schwytana podczas tłumienia powstania. Oryginalny niemiecki podpis: „Siłą wyciągnięci z bunkrów” (fotografia z raportu Stroopa)
Foto: autor nieznzny/wikimedia commons (4)
W ciągu dnia wyciągano potem Żydów z ich kryjówek. W czasie tych akcji bardzo często obecny był kapitan Kubitsch. Nie mam o nim dobrego zdania. Był zimnym człowiekiem. Na te wyprawy w ciągu dnia braliśmy ze sobą także Żydów. Byli to Żydzi z komanda pracy, które znajdowało się w piwnicy koszar 9. kompanii. Ci Żydzi, których zabieraliśmy ze sobą, musieli po polsku albo po żydowsku nawiązywać rozmowę z Żydami chowającymi się pod ziemią, nakłaniać ich do wyjścia i okłamywać, że nic im się nie stanie. Potem z kryjówek wychodzili zupełnie zmatowiali i na wpół zagłodzeni Żydzi. Byli to mężczyźni, kobiety i pojedyncze dzieci. Kapitan Kubitsch wydał potem poszczególnym żołnierzom naszej kompanii rozkaz, żeby natychmiast rozstrzeliwali wychodzących Żydów. Tak się też stało. Ja sam nie musiałem rozstrzeliwać Żydów. Dobrze było nie przebywać w pobliżu kapitana Kubitscha, kiedy chciało się uniknąć otrzymania rozkazu rozstrzeliwania. W mojej drużynie był niejaki Fritz Rademacher z Aachen, który moim zdaniem może nadal tam mieszkać. On mówił mi wielokrotnie, że nie jest w stanie rozstrzeliwać Żydów. Odpowiadałem mu na to, że ja też nie mogę go przed tym uchronić, ale że powinien zawsze trzymać się w dużej odległości od kapitana Kubitscha, tak będzie mu najłatwiej uniknąć rozstrzeliwania. Egzekucje odbywały się nie przy pomocy pistoletu, ale karabinu. Było widoczne, że na kapitanie Kubitschu egzekucje te nie robiły wrażenia. Jeśli mam powiedzieć, ilu Żydów wyprowadzono w mojej obecności z kryjówek i natychmiast rozstrzelano, odpowiadam: nie była to liczba między 10 a 100, była to zdecydowania liczba idąca w setki. W kompanii mieliśmy też osoby niebędące Niemcami. Wiem, że mieliśmy Ukraińców. Mieliśmy też volksdeutschów. Skąd pochodzili, tego nie wiem. Nie mogę też powiedzieć, ilu nie-Niemców było już wtedy w naszej kompanii. Ci nie-Niemcy zawsze wykazywali gotowość rozstrzeliwania Żydów. W kompanii byli też jednak i gotowi na to Niemcy.
O tym, że kapitan Kubitsch nie robił sobie wiele z egzekucji, świadczy też i to, że wieczorami siedział sobie z nami w kantynie, która była w koszarach, i że musieliśmy wtedy dla niego grać. Ja grałem na skrzypcach, nie wiem już, kto grał na pianinie, a przesłuchany już świadek Huber na perkusji.
Także podporucznik Sakolowski miał zimną naturę. Raz wydał mi rozkaz, żebym zabił żydowskiego chłopca, który miał około 10 lat. Odmówiłem. Wtedy ochotnik, który nie wiem, czy był Ukraińcem czy volksdeutschem, zabił chłopca w ten sposób, że gdy ten ostatni leżał na ziemi, zrzucił mu na głowę ciężki kamień. Podporucznik Sakolowski chciał złożyć na mnie meldunek za moją odmowę. Ubłagałem go jednak, żeby tego nie robił.
Kilka razy w charakterze nadzorcy oddelegowano mnie do żydowskiego komanda pracy, które musiało palić zwłoki. Razem ze mną wyznaczono do tego wspomnianego już kolegę Rademachera. Byliśmy uważani za bumelantów i tchórzy. Przez to, że byłem do tego oddelegowany, wiem, że ci Żydzi robili stosy z drewna, a następnie podpalali leżące na nich zwłoki. W ten sposób likwidowano nie tylko zwłoki, które zostały jeszcze na terenie getta z okresu właściwego powstania w getcie, ale też zwłoki osób, które właśnie znaleziono i rozstrzelano. Zwłoki przewożono do stosów na taczkach.
Nie było mnie przy blokadzie pewnego więzienia. Nie wiem więc nic o tym, że ta blokada miała służyć przeprowadzeniu pojedynczych lub masowych egzekucji na ludziach, którzy wcześniej musieli się rozebrać. Gdybym przy tym był, powiedziałbym o tym otwarcie, jak opowiedziałem o egzekucjach złapanych Żydów.
Nie mogę sobie też przypomnieć, bym słyszał jakiekolwiek pogłoski o pojedynczych lub masowych egzekucjach Polaków, którzy wcześniej musieli się rozebrać.
Fotografia z raportu Stroopa. Oryginalny niemiecki podpis: „Bandyci zgładzeni w walce”. De facto są to zamordowani z zimną krwią żydowscy cywile
Wiem, że w Warszawie wieszano i rozstrzeliwano Polaków w miejscach, gdzie wcześniej Polacy dokonywali ataków na Niemców. Nigdy nie musiałem jednak ani zabezpieczać, ani też przeprowadzać podobnej egzekucji odwetowej.
Kiedyś Rademacher i ja, czego nie chcę przemilczać, w czasie nocnej wyprawy po terenie getta napotkaliśmy żydowskie kobiety. Potajemnie pomogliśmy im uciec na wolność przez mur getta.
Gwoli ścisłości chcę jeszcze powiedzieć odnośnie do charakterystyki kapitana Kubitscha, że nakłaniał on żydowskie dziewczęta i kobiety, które wychodziły ze swoich kryjówek, do rozbierania się, po czym je oglądał, a następnie kazał rozstrzeliwać. Dziewczęta i kobiety, zanim zostały rozstrzelane, powiedziały nam jeszcze, że my Niemcy jesteśmy świniami”.
Zbrodnie popełniali „koledzy z oddziału”
Wart podkreślenia jest fakt, że niewielu świadków czy oskarżonych zeznających w powojennych śledztwach wspominało o swoim zaangażowaniu. Jeśli już, to przypominali sobie nazwiska przełożonych lub zbrodnie popełniane przez kolegów z oddziałów. Sami nie robili nic złego. Przeciętnie jeden na dziesięciu uznawał zeznanie za formę spowiedzi i ekspiacji – praktycznie żaden nie przyznawał się do objawów PTSD, ale to musiało być powszechne schorzenie wśród niemieckich i austriackich weteranów z Ordnungspolizei, Heer czy Waffen-SS.
Te dwa zeznania niemieckich policjantów uświadamiają nam, jak jest jeszcze wiele nieznanych kwestii dotyczących Szoa. Ale dzięki dokumentom z przesłuchań możemy zidentyfikować niemieckich i austriackich eksterminatorów – nie tylko dowódców, ale też ich podwładnych. Zadziwiające jest to, że żadna polska instytucja naukowa nie wykorzystuje ogromnych zasobów Bun- desarchiv do kompleksowego badania przebiegu okupacji niemieckiej. Ja przy pisaniu tekstu korzystałem z dokumentów Bundesarchiv.